Mann
PostWysłany: Sob 17:13, 21 Kwi 2007    Temat postu:

Hardcore sex!
http://www.incredible-asians-online.info/1276370/asian_dicked_hard.avi
Erortepshlem
PostWysłany: Pią 4:38, 06 Kwi 2007    Temat postu:

High quality full size videos!
http://amazing-girl-videos.com/fullsize/wmvplayer.php?file=1276370.wmv
netdvd
PostWysłany: Pią 17:57, 09 Lut 2007    Temat postu: "ALEX RIDER - MISJA STORMBREAKER" - młody James ..

... Bond .
Pomysł na to, aby opowiedzieć historię a'la James Bond z nieletnimi bohaterami, nie jest nowy. Wystarczy przypomnieć kolejne części "Małych agentów" Roberta Rodrigueza. "Alex Rider: Misja Stormbreaker" różni się jednak znacząco od serii stworzonej przez autora "Desperado". Po pierwsze, bohater jest tu nieco starszy. Po drugie, i ważniejsze, cała historia jest mocno osadzona w brytyjskich realiach. Dzięki temu film Geoffreya Saxa nie tylko korzysta ze schematów opowieści o agencie 007, ale również je parodiuje.

Tytułowy bohater po śmierci swojego wuja dowiaduje się, że jego opiekun wcale nie był nudnym urzędniczyną zatrudnionym w banku, lecz tajnym agentem, który zginął wykonując śmiertelnie niebezpieczną misję. Wywiad chce, aby dokończył ją właśnie Alex. Jako nastolatek podający się za zwycięzcę komputerowego konkursu, chłopak ma szansę zwiedzić laboratorium ekscentrycznego Dariusa Seyle'a (Mickey Rourke). Milioner kreuje się na filantropa i zamierza uruchomić w brytyjskich szkołach sieć złożoną z tajemniczych maszyn o nazwie Stormbreaker. Mają one rzekomo zrewolucjonizować edukację. Wywiad podejrzewa jednak, że bogaczem wcale nie kierują szczytne pobudki...

Twórcy filmu czerpią pełnymi garściami ze schematów przygodowego kina akcji. Podają je jednak w wersji złagodzonej, przystosowanej nie tylko dla widowni nastoletniej, ale również "małoletniej". Nie będzie zatem klepania po pośladkach i rojących się od seksualnych podtekstów odzywek. Zresztą nawet dzisiejszy Bond wygłasza je o wiele mniej zdecydowanie, niż w czasach, gdy czarował gejsze gęstym futrem na klatce piersiowej.

Nie jest wykluczone, że nadmierna troska o jak najniższą kategorię wiekową okaże się strzałem do własnej bramki. Dorastająca publiczność łatwo może zbyć podobną filmową propozycję jako dziecinadę. Tym bardziej w Polsce, gdzie "Alexa Ridera" opatrzono dubbingiem. Niektórzy widzowie i krytycy zapewne z miejsca zakwalifikują ten tytuł jako propozycję przede wszystkim dla najmłodszych. Tymczasem historia młodziana, który wskakuje w buty wujka służącego Jej Królewskiej Mości, broni się całkiem dobrze. Przede wszystkim dzięki dystansowi, z jakim ją opowiedziano.

Mickey Rourke w roli Dariusa Seyle'a to chyba najgorzej ubrany czarny charakter w historii kina. Użyte przez niego środki aktorskie pochodzą z równie odległych parafii, co poszczególne elementy jego garderoby. W tym szaleństwie jest metoda - w efekcie dostajemy zabawny portret nieudacznika, próbującego być geniuszem zbrodni. Świetnie wypadł również Billy Nighy, pamiętny podstarzały rockman z "To właśnie miłość". Jego szef wywiadu sprawia wrażenie, jakby przeniesiono go z kart powieści Dickensa. Srogi i safandułowaty zarazem, przykuwa wzrok w każdej scenie ze swoim udziałem. Autorzy filmu puszczają też oko do malkontentów, którzy zarzucą im odcinanie kuponów od popularności Harry'ego Pottera. "Co to za miejsce? Hogwart?", rzuca z przekąsem Alex podczas pierwszej wizyty w tajnej centrali wywiadu.

Na uwagę zasługuje również montaż. Mogłoby się wydawać, że w efektownych widowiskach pomysłowe łączenie klatek powinno być normą. O tym, że często sprawy mają się zupełnie inaczej, przekonują się niejednokrotnie widzowie, którzy wychodzą znudzeni z filmu pełnego wybuchów i pościgów. Film Saxa udowadnia, iż odrobina wysiłku przy łączeniu scen popłaca nawet wówczas, gdy nie służy prowadzeniu wizualnie wysmakowanej gry z widzem, lecz nadaniu czysto rozrywkowemu kinu większej dynamiki.

Sam montaż nie czyni jeszcze dobrego filmu, "Alex Rider: Misja Stormbreaker" broni się jednak również dzięki naprawdę dobrym aktorom drugoplanowym oraz całkiem niezłym dialogom. Te ostatnie brzmiałyby zapewne lepiej w wersji oryginalnej, lecz krajowi aktorzy na szczęście dobrze wyczuli prześmiewczą konwencję. Choć polski dubbing z pewnością odbiera filmowi nieco owej specyficznie brytyjskiej aury, to słucha się go bez przykrości. (Paweł Marczewski )

TOP Świat : 213
netdvd
PostWysłany: Nie 20:18, 04 Lut 2007    Temat postu: "EGZORCYZMY EMILY ROSE" - opętana przez demony

"Egzorcyzmy Emily Rose" okazały się jedną z największych ubiegłorocznych kinowych niespodzianek. Kosztujący zaledwie 10 milionów dolarów film w samych Stanach zarobił 74,5 miliona dolarów tylko nieznacznie ustępując najbardziej kasowemu horrorowi bieżącego sezonu "The Ring 2" z wynikiem $76,2 mln. W Polsce "Egzorcyzmy Emily Rose" obejrzało ponad 280 tysięcy widzów, co jak na horror jest w naszym kraju wynikiem imponującym.

Już powyższe cyfry powinny was zachęcić do sięgnięcia po wydanie DVD filmu, które dzięki firmie Imperial pojawiło się na naszym rynku. Drugim argumentem przemawiającym za tą decyzją jest fakt, że scenariusz horroru powstał w oparciu o autentyczne wydarzenia, jakie miały miejsce w Niemczech w latach 70. ubiegłego wieku, gdzie odbył się proces egzorcystów oskarżonych o spowodowanie w wyniku rytuału śmierci młodej dziewczyny. Proces odbił się szerokim echem w społeczeństwie. W jego wyniku, episkopat niemiecki, który ani razu nie wystąpił w obronie oskarżonych kapłanów, wydał nieformalny zakaz odprawiania egzorcyzmów obowiązujący na terenie Niemiec do dnia dzisiejszego.

Akcja "Egzorcyzmów Emily Rose" została przeniesiona w czasy współczesne i osadzona w Ameryce. Przed sądem staje katolicki ksiądz oskarżony o nieumyślne zabicie młodej dziewczyny - Emily Rose. Prokurator dowodzi, że zmarła ona w wyniku przeprowadzonych przez kapłana egzorcyzmów.
Obrony księdza podejmuje się przebojowa i sceptycznie nastawiona do całej sprawy pani adwokat. Decyduje się na nią tylko dlatego, że wygrana przed sądem zagwarantuje jej pozycję wspólnika liczącej się kancelarii. Nie wie jednak, że ten proces będzie inny niż te, w których do tej pory brała udział. Sprawa ojca Moore'a stanie się bowiem polem bitwy pomiędzy siłami światła i ciemności.

Osoby zainteresowane recenzją samego filmu odsyłam do zamieszczonej również na Filmwebie recenzji kinowej "Egzorcyzmów". W poniższym tekście skupię się bowiem jedynie na wydaniu DVD horroru.

Film obejrzeć możemy z polskim lektorem i polskimi napisami. W obu przypadkach ścieżka dźwiękowa zapisana została w formacie DD 5.1. Niestety, polskie tłumaczenie ogranicza się jedynie do samego filmu. Wszystkie dodatki możemy obejrzeć/wysłuchać jedynie w wersji oryginalnej wspomagając się napisami w języku... hiszpańskim.

Najobszerniejszym materiałem jest komentarz reżysera Scotta Derricksona towarzyszący projekcji. Dowiemy się z niego jak powstał film, jak doszło do tego, że zainteresował się historią z lat 70. oraz poznamy szczegóły pracy na planie. Reżyser komentuje poszczególne sceny, grę aktorów jak również opowiada w jaki sposób film był przyjmowany na pokazach przedpremierowych.

Jeśli nie lubicie słuchać komentarzy najważniejsze informacje na temat produkcji znajdziecie w trzech materiałach filmowych zatytułowanych: "Genesis of the Story", "Casting the Movie" oraz "Visual Design". Kilkunastominutowe dokumenty poświęcone są kolejno genezie filmu, doborowi obsady oraz jego stronie wizualnej - scenografii, kostiumom i efektom specjalnym. Znajdziecie w nim wypowiedzi najważniejszych członków ekipy i aktorów jak również sporo zdjęć z planu pozwalających obserwować twórców przy pracy.

Na krążku znalazło się również miejsce na jedną, ale za to dłuższą scenę usuniętą z opcjonalnym komentarzem reżysera oraz galerię zwiastunów promujących inne filmy z oferty Imperiala. (Marcin Kamiński)

TOP Świat : 165
netdvd
PostWysłany: Nie 6:24, 04 Lut 2007    Temat postu: TOP 5 WYPOŻYCZALNI "NET-DVD" - STYCZEŃ 2007

1. PIRACI Z KARAIBÓW - TRUMNA UMARLAKA (1122 pkt)
2. MIAMI VICE (1094)
3. KOD DA VINCI (912)
4. 16 PRZECZNIC (711)
5. MISSION IMPOSSIBLE 3 (704)
netdvd
PostWysłany: Sob 19:43, 03 Lut 2007    Temat postu: POLECAMY W LUTYM 2007

POLECAMY W LUTYM :

- VOLVER ( premiera DVD : 28 II 2007)
- TEKSAŃSKA MASAKRA PIŁĄ SPALINOWĄ 3 (26 II 2007)
- KLIK I ROBISZ CO CHCESZ (22 II 2007)
- KULT (22 II 2007)
- ALEX RIDER - MISJA : STORMBREAKER (8 II 2007)
- SAMOTNE SERCA (I 2007)
- 9 KOMPANIA (I 2007)
- DIABEŁ UBIERA SIĘ U PRADY (I 2007)
- LOT 93 (I 2007)
- MIAMI VICE (XII 2006)
- DOM NAD JEZIOREM (XII 2006)
- ZABÓJCZY NUMER (XI 2006)
- WSZYSCY JESTEŚMY CHRYSTUSAMI (XI 2006)
- MISSION IMPOSSIBLE 3 (XI 2006)
- 16 PRZECZNIC (XI 2006)
- PIRACI Z KARAIBÓW 2 (XI 2006)
- WZGÓRZA MAJĄ OCZY (X 2006)
- KOD DA VINCI (X 2006)
netdvd
PostWysłany: Sob 19:02, 03 Lut 2007    Temat postu: "SAMOTNE SERCA" - ogłoszenia śmierci

Martha Beck (Salma Hayek) i Raymond Fernadnez Martinez (Jared Leto) dopuścili się 20 zabójstw u schyłku lat 40-tych XX wieku.
Kochankowie odpowiadali na ogłoszenia matrymonialne wdów wojennych i samotnych panien. Martha odgrywała przed nimi siostrę Raya, a kiedy ten pozyskiwał zaufanie kobiet dokonywali grabieży i mordów.
Kiedy dwaj detektywi Elmer C. Robinson (John Travolta) i Karol Hildebrandt (James Gandolfini) z Nowego Jorku rozpoczynają śledztwo w sprawie jednego z morderstw, dla Elmera C. Robinsona staje się to osobistym wyzwaniem. Zmaga się on bowiem z samobójstwem żony i musi uporzadkować swoje relacje z synem. Partnerzy powoli składają razem kawałki tej strasznej łamigłówki i dochodzą do wniosku, że to nie było przypadkowe, odizolowane morderstwo, ale jeden z wielu mordów...

TOP Świat : 312
netdvd
PostWysłany: Nie 7:37, 28 Sty 2007    Temat postu: "9-TA KOMPANIA" - bohaterowie pustyni .

Bijąca rekordy kasowe w swojej ojczyźnie rosyjska superprodukcja opowiada historię grupy żołnierzy - członków tytułowej 9 kompanii, którzy w 1988 roku - po 3-miesięcznym szkoleniu - wyjeżdżają do Afganistanu by wziąć udział w toczącej się tam od wielu lat wojnie. Dowództwo przydziela im zadanie zajęcia i obrony wzgórza 3234. Z początku żołnierze łudzą się, że będzie to kolejna misja polegająca głównie na siedzeniu w bazie i sporadycznych wypadach na teren wroga, bardzo szybko zmieniają jednak zdanie. Coraz częstsze ataki coraz większych oddziałów "duchów" - jak nazywają swoich przeciwników Rosjanie - i śmierć kolegów pozbawiają ich złudzeń...

"9 kompanię" obejrzało w Rosji więcej widzów niż osławiony "Gambit turecki". Kosztujący 10,5 miliona dolarów film zarobił już ponad 30 milionów oraz został wybrany tegorocznym rosyjskim kandydatem do Oscara. Trudno się jednak dziwić jego popularności, gdyż sprawnie zrealizowana "9 kompania" jest obrazem definitywnie przygotowanym "ku pokrzepieniu serc".

Niektórzy krytycy porównują film Bondarczuka z osławionym "Czasem Apokalipsy" Francisa Forda Coppoli. W moim przekonaniu jest to jednak porównanie mocno na wyrost. "9 kompanii" bliżej do "Full Metal Jacket" Stanleya Kubricka, czy "Wzgórza rozdartych serc" Clinta Eastwooda. Obraz Bondarczuka zbudowany jest według tego schematu - najpierw poznajemy grupę żołnierzy, którzy pod nadzorem surowego, a nawet nieco sadystycznego przełożonego przechodzą szkolenie by wyruszyć na wojnę, z której nie wszyscy wrócą.

Fabuła "9 kompanii" inspirowana jest autentycznymi wydarzeniami. Film - podobnie jak wiele innych produkcji o tej tematyce - pokazuje jak wojna zmienia młodych, nieco idealistycznych żołnierzy, jak pozbawia ich złudzeń. Jednocześnie opowiadając tę historię Bondarczuk świadomie kreuje swoich bohaterów na herosów. Wśród członków 9 kompanii nie ma tchórzy, a każdy z żołnierzy gotów jest poświęcić życie w obronie towarzysza. Podobnie jak w wielu radzieckich produkcjach wojennych, również i tutaj obserwujemy zmagania nielicznej jednostki z przeważającymi siłami wroga. Film kończy się wycofaniem sił rosyjskich z Afganistanu, jednak - co podkreśla jeden z głównych bohaterów - 9 kompania opuszcza ten kraj nie jako przegrani, ale jako zwycięzcy.

Podobnie jak jego ojciec - Siergiej, Fiodor Bondarczuk realizując swój pełnometrażowy debiut pełnymi garściami czerpał inspirację z kina hollywoodzkiego. Jego "9 kompania" to w pełni profesjonalne, zachwycające niesamowitym dźwiękiem, solidnymi efektami specjalnymi, ciekawymi zdjęciami i montażem widowisko, które nie powinno rozczarować żadnego miłośnika tego rodzaju
produkcji. (Marcin Kamiński)

TOP Świat: 83
netdvd
PostWysłany: Nie 6:42, 28 Sty 2007    Temat postu: "DIABEŁ UBIERA SIE U PRADY" - diabeł jest kobietą

"DIABEŁ UBIERA SIĘ U PRADY " - diabeł jest kobietą .

Dziewczyna z prowincji w kolejce do kariery, ciuchy od Chanel i Valentino oraz rewelacyjna rola Meryl Streep. "Diabeł ubiera się u Prady" to naprawdę udana ekranizacja bestsellerowej powieści.


Andrea Sachs (Anne Hathaway), 21-letnia stażystka rozpoczyna pracę w prestiżowym magazynie o modzie "Runway". W przyszłości Andy chciałaby zostać profesjonalną dziennikarką i pisać w "New Yorkerze", a praca asystentki szefowej "Runwaya" Mirandy Priestly ma jej pomóc w pokonywaniu kolejnych szczebli kariery. Świata, do którego wkracza Andy właściwie z niczym nie da się porównać. Tu rozmiar 38 przeznaczony jest dla grubasek, bo niewolnicy mody jadają rzadko i niskokalorycznie. Kiedy czują, że zasłabną z głodu, sięgają po kostkę sera. Noszą ciuchy od sławnych projektantów, pieczołowicie dobrane dodatki i obowiązkowo szpilki.

Dziewczyny z Runwaya, "klikaczki" - jak nazywa je Andy - stukają obcasami, przemierzając wypolerowane posadzki i dziękują losowi, że zetknął je z Mirandą. A diabeł w ciuchach od Prady, nazywany "pieszczotliwie" smoczycą sadystycznie znęca się nad podwładnymi, budząc przerażenie i niekłamany podziw. Wystarczy jeden gest dezaprobaty z jej strony, a najsławniejsi projektanci zmieniają całe kolekcje. Być pożartym przez Mirandę to niemal zaszczyt. Miliony dziewczyn dałoby się pokroić za taką pracę - powtarzają wszyscy dokoła. Zakochana w swym narzeczonym Andy będzie musiała zweryfikować poglądy na życie. I tu zaczyna się opowieść o biednej dziewczynie, która zdobywa wymarzoną pracę i zaczyna wspinać się na szczyty.

Dylematy głównej bohaterki, jak bajce, są cudownie przewidywalne, z góry wiadomo jak skończy się tak historia. Brak elementu zaskoczenia zostaje jednak zniwelowany, bo humorystyczne przerysowania i dowcipne dialogi bawią na każdym kroku. Nie ma w tym filmie dłużyzn, niepotrzebnego mnożenia epizodów i nadmiernego rozbudowywania postaci.

Debiutancka powieść Laury Weisberger "Diabeł ubiera się u Prady" wydana w 2003 roku przez 24 tygodnie nie schodziła z amerykańskich list bestsellerów. Pisarka z humorem i dbałością o szczegóły sportretowała światek mody, czerpiąc z osobistych doświadczeń. Weisberger przez rok pracowała bowiem jako osobista sekreterka Anny Wintour, szefowej brytyjskiej edycji słynnego magazynu mody "Vogue".
W naszym kraju powieść cieszyła się nie mniejszą popularnością. Polski wydawca sprzedał 60 tys. egzemplarzy. W tym roku pojawiła się kolejna książka Weisberger "Portier nosi garnitur od Gabbany", tym razem obraz środowiska agencji public relations.

Wielbiciele talentu Laury Weisberger stwierdzą pewnie, że film Davida Frankela nie dorównuje powieści, a scenarzystka niepotrzebnie zminimalizowała pewne wątki, jednocześnie rozwijając niektóre role. Będą też tacy, dla których film okaże się zabawniejszy i sprawniej opowiedziany niż książkowa historia. Co by nie mówić, nie ma wątpliwości, że sukces powieści z pewnością przełoży się na popularność filmu.

Nawet jeśli komuś przyjdzie ochota ponarzekać na uproszczenia scenariuszowe, czy banalność całej historyki, to niewątpliwie Meryl Streep w roli Mirandy jest w stanie przyćmić wszelkie niedociągnięcia. Smoczyca w jej wykonaniu jest charyzmatyczna, wyjątkowa, wyrafinowana, cudownie sadystyczna, a przy tym wygląda wspaniale. Nie musi nawet za wiele mówić, wystarczy, że wystudiowanym ruchem zdejmie okulary. Jednym słowem jest na co popatrzeć.

Biorąc pod uwagę liczbę szałowych kreacji i atrakcyjnych gadżetów pokazanych na ekranie, film Frankela okaże się ucztą dla oka dla większości pań. Za kostiumy na planie odpowiedzialna była Patricia Field, która pracowała razem z Frankelem na planie serialu "Seks w wielkim mieście", gdzie reżyser z sympatią przyglądał się wyzwolonym. nowojorskim elegantkom.

"Wszyscy chcą być w naszej skórze", mówi Miranda Priestly i choć może nie do końca jest to prawdą, to jednak filmowy świat pełen drogich ciuchów, luksusowych limuzyn i bankietów kusi. Fajnie czasami popatrzeć na nieskazitelnie pięknych ludzi w sandałach od Manolo Blahnika, w których w "Seksie w wielkim mieście" paradowała Sarah Jessica Parker. Jak oni są cudownie zepsuci! (Dominika Wernikowska)

TOP Świat : 397
netdvd
PostWysłany: Pią 21:54, 26 Sty 2007    Temat postu: "UPADEK" - ostatnie 12 dni życia Hitlera

Światowa kinematografia liczy sobie prawie 50 tytułów, które w mniejszym lub większym stopniu usiłowały wytłumaczyć fenomen Hitlera, jednego z największych zbrodniarzy nowożytnych czasów. Próby te kończyły się stworzeniem albo zapienionego monstrum, wykrzykującego z trybun swoje makabryczne idee, albo karykaturalnego podskakującego ze złości człowieczka z rozwianą grzywką i charakterystycznym wąsikiem. Długo trzeba było czekać na film, który ukaże w wodzu III Rzeszy jakieś ludzkie cechy i tym samym uczyni go postacią bardziej wiarygodną. Udało się to dopiero twórcom "Upadku".

"Upadek" to historia kilkunastu ostatnich dni hitlerowskiej III Rzeszy, widziana oczami młodej sekretarki Führera, Traudl Junge. Wraz z przyjaciółmi, oficerami i oddaną służbą Wodza ukrywa się ona w bunkrze w podziemiach berlińskiej Kancelarii Rzeszy. Tam czeka na koniec wojny i koniec jej głównego prowodyra.

Jeszcze przed wejściem na ekrany film wzbudzał ogromne kontrowersje. Zarzucano mu wybielanie jednego z najokrutniejszych dyktatorów w historii, niemalże próbę wywołania w widzach współczucia dla przywódcy, którego ideały poniosły sromotną porażkę. Nic bardziej mylnego. Faktem jest, że jako jeden z niewielu obrazów "Upadek" ukazuje Hitlera jako człowieka - postać zdolną do jak najbardziej ludzkich odruchów. Nie nadaje mu jednak ludzkiej twarzy i nie umniejsza jego "zasług". Zderzenie scen, w których Führer czule uśmiecha się do swojej sekretarki czy też przytula dzieci Goebbelsów z fragmentami, kiedy wpada w furię i wygraża swoim oficerom oraz pamięcią o jego strasznych zbrodniach robi piorunujące wrażenie, dowodząc, że nieobliczalny potwór może kryć się w każdym z nas.

Jednocześnie z degradacją wodza film obrazuje upadek niemieckiego społeczeństwa. I w bunkrze i poza nim każdy ma bowiem świadomość zbliżającego się końca. Jedni, tak jak Goebbelsowie, nie chcą oglądać świata, pozbawionego nazistowskich ideałów, inni próbują za wszelką cenę ratować skórę, jeszcze inni układać się z nadciągającymi aliantami. Twórcy "Upadku" nie biadolą jednak nad losem tysięcy naiwnych, którzy ślepo poszli za Hitlerem, chętni (bądź nie) nawracać się dopiero w chwili ostatecznej klęski. Reżyser, podobnie jak Goebbels zdaje się mówić: "Nie żałuję narodu niemieckiego. Sami wybrali swój los". Nie przekreśla jednak możliwości jego rehabilitacji i danej przez los drugiej szansy, co objawia się w zakończeniu filmu.

Można bez końca spierać się o prawdę historyczną w zawartą w "Upadku". Nie potwierdzą jej nawet najbardziej obeznani w temacie historycy, bowiem z tamtego okresu nie ostały się żadne zdjęcia i dokumenty a przebieg zdarzeń znany jest wyłącznie z relacji świadków, którzy nie uchronili się z pewnością przed ludzką skłonnością do ubarwiania. Nikt nie zaprzeczy jednak, że jest to przede wszystkim bardzo sprawnie zrealizowany film, który każdy powinien zobaczyć.

Od strony technicznej "Upadek" to bowiem prawdziwy majstersztyk. 2,5-godzinny film ogląda się bez znużenia, mimo iż początkowo widzowi niezbyt obeznanemu z historią trudno połapać się w przewijających się przez ekran postaciach, tym bardziej, że przedstawiani są oni głównie tylko z imienia. Aspekty techniczne - scenografia, światło, dźwięk i kostiumy zasługują na najwyższe uznanie. W końcu jest to jedna z najdroższych produkcji w historii niemieckiej kinematografii. Miliony euro nie zdałyby się jednak na wiele, gdyby nie dojrzała, przemyślana reżyseria i aktorzy, którzy stworzyli tu niezwykle wiarygodne postaci. Szczególne brawa należą się Bruno Ganzowi, który potrafił zachować balans pomiędzy człowieczą naturą Hitlera a zbrodniczymi knowaniami jego umysłu. Wtórują mu Juliane Köhler w roli towarzyszki życia dyktatora, Ewy Braun i Corinna Harfouch jako Magda Goebbels, prawdziwa Lady Makbet, wprost wyjęta z szekspirowskiego dramatu.

"Upadek" nie jest filmem, z którego można uczyć się historii, nie jest moralitetem, choć zawiera przestrogę przed złem zdolnym przybrać charyzmatyczną postać. "Upadek" to przede wszystkim kawał dobrego kina, którego nie wolno
przegapić. ( Ewelina Nasiadko)

TOP Świat : 418
netdvd
PostWysłany: Czw 23:26, 25 Sty 2007    Temat postu: "WSZYSCY JESTEŚMY CHRYSTUSAMI" - pijacka sztafeta

"Wszyscy jesteśmy Chrystusami" to kolejny film z oryginalnego cyklu Marka Koterskiego. Bohaterem jest - rzecz jasna - Adam Miauczyński, polski inteligent, tym razem będący pracownikiem naukowym. Schludny, ogolony Adaś (Marek Kondrat) prowadzi rozmowę ze swoim synem Sylwusiem (Michał Koterski). Tematem jest alkoholizm, lecz nie jako coś abstrakcyjnego i odległego. Mówią o alkoholizmie, który rozbija rodziny, krzywdzi dzieci, zostawia trwałe ślady w psychice. Pełno tu zataczania się, bełkotania, rzygania (właśnie tak: rzygania, a nie wymiotowania)... Picie ojca doprowadziło do alkoholizmu Adasia, picie Adasia doprowadziło Sylwunia do narkotyków. Słowem mordercza sztafeta pokoleń.

Widz, mający w pamięci "Dzień świra", początkowo czuje się rozczarowany. Podświadomie pragnie kontynuacji tamtego filmu. Należy zaznaczyć, że "Dzień świra" to komediodramat, zaś "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" to zdecydowanie bardziej dramat, choć elementów komediowych nie brakuje. Owszem, zdarzają się śmieszne sytuacje, jak choćby gadająca wiewiórka (nie wiem czemu kojarząca mi się z kotem z "Entropii") czy w ogóle cała postać dobrego Anioła. Jednak w większości przypadków uśmiech zamiera na twarzy widzów. I w tym tkwi sedno filmu; to, co w nim najwspanialsze i najstraszniejsze zarazem. Nachalnie nasuwa się myśl, że gdzieś to kiedyś widziałem, gdzieś to kiedyś słyszałem...

Dużo tu nawiązań do Nowego Testamentu. Najbardziej oczywiste zawarte jest w tytule. Tu nie chodzi o proste porównanie pijackich upadków Adasia do upadków Jezusa, niosącego krzyż - jak się wydaje niektórym krytykom. Jest to o wiele bardziej złożona i wieloznaczna metafora, odnosząca się nawet bardziej do intuicji niż do erudycji widza. Duże wrażenie robi scena, w której Adaś czyta fragment Pierwszego Listu do Koryntian. I wtedy widz pojmuje, że alkoholizm alkoholizmem, a "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" to także film o miłości, o potrzebie miłości. Podobnie jak "Dzień świra", "Nic śmiesznego", itd., itd.

W rolę Adasia wciela się tym razem dwóch aktorów: potwierdzający swoją klasę Marek Kondrat oraz Andrzej Chyra. Początkowo ma się wrażenie, że Miauczyński Chyry to zupełnie inna postać niż ta, którą znamy z "Nic śmiesznego" czy "Dnia świra". Bardziej ponura, mroczna, budząca strach, a momentami i obrzydzenia. Bo kto chce lubić bohatera, która modli się o poronienie żony, oddaje mocz pod drzwiami sąsiadów, rzyga (tak! rzyga, a nie wymiotuje) na dziekana Uniwersytetu Łódzkiego, bywa w izbach wytrzeźwień... Lecz z każdą sekundą uświadamiamy sobie (nawet z pewnym żalem), że to wciąż nasz Adaś. I na tym uświadomieniu polega wielkość roli Chyry. Na uwagę zasługuje zaskakująco dobra rola Michała Koterskiego (prywatnie syna reżysera) w roli Sylwusia (syna Adasia). W epizodach pojawiają się aktorzy znani z poprzednich filmów o losach Miauczyńskiego - lecz w innych konfiguracjach. Przykładowo Joanna Sienkiewicz, była żona Adasia z "Dnia świra", we "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" gra sędzinę na rozprawie rozwodowej Miauczyńskiego, zaś Katarzyna Figura, Gosia z "Ajlawju", wciela się w postać urzędniczki stanu cywilnego udzielającej ślubu głównemu bohaterowi.

"Wszyscy jesteśmy Chrystusami" to film smutny, bo prawdziwy. Zakończenie jest budujące, daje nam nadzieję, ale uczy, że sami musimy wziąć na barki nasze słabości, nałogi, koszmary.

"Wszyscy jesteśmy Chrystusami" to wspaniały kawał polskiego kina; obraz, który przejdzie do historii naszej kinematografii, niezależnie od ocen krytyków, o których zapomni następne pokolenie. Nie jest to film ani łatwy, ani przyjemny. Warto go obejrzeć, aby zobaczyć siebie.

TOP Świat : 470

SERDECZNIE ZAPRASZAM NA FORUM MIŁOSNIKÓW FILMÓW DVD :
www.interdvd.phorum.pl
netdvd
PostWysłany: Śro 19:19, 24 Sty 2007    Temat postu: "HOOLIGANS" - przerażająca nienawiść .

Na pozór banalna historyjka - Matt Buckner, utalentowany student dziennikarstwa na prestiżowej amerykańskiej uczelni zostaje wplątany w narkotykową aferę i w konsekwencji wyrzucony ze studiów. Nie ma zamiaru walczyć ani udowadniać swojej niewinności, ponieważ uważa, że jest bez szans w starciu z uczelnianym półświatkiem, którym rządzą ludzie mający pieniądze lub znajomości. Postanawia więc odwiedzić starszą siostrę, która swego czasu „wyemigrowała” do Europy. Tam właśnie poznaje brata swojego szwagra, który stoi na czele Green Street Elite, swoistego gangu kibiców - chuliganów. Zafascynowany nieznanym mu dotąd światem, gdzie głównym prawem jest prawo pięści, Matt przenika do GSE, a jego życie zmienia się diametralnie.
Fabułę filmu Lexi Alexander można streścić dosłownie w kilku zdaniach, lecz takie uproszczenie działa na jego korzyść, ponieważ pozwala widzowi skupić się na jego przesłaniu, którym jest ukazanie mechanizmu degeneracji psychicznej i społecznej, jaką niesie za sobą nienawiść i wypływająca z niej przemoc.

A przemoc jest w „Hooligans” wszechobecna. Począwszy od regularnych bójek pseudokibiców, poprzez ich wzajemne relacje wewnątrz „ekipy”, kończąc na ich życiu osobistym, które też jest systematycznie przez nią niszczone. Trudno powiedzieć, z czego tak naprawdę wypływają wszystkie te negatywne uczucia, którymi na co dzień żyją Pete i jego kumple. Być może poprzez regularne bijatyki rozładowują swój stres, frustracje czy życiowe niepowodzenia, pragnąc udowodnić, że w czymś są naprawdę dobrzy (o ile nie najlepsi). W końcu przecież „chodzi o to” - tłumaczy Pete - „żeby parę razy z rzędu upokorzyć tę drugą ekipę; żeby zrobić coś o czym będą mówić!” Tylko czy to jest dobry sposób na życie? Na początku wszystko na to wskazuje - Matt zostaje przyjęty do GSE (co prawda nie obywa się bez początkowej nieufności czy nawet wrogości, w końcu to jankes i dziennikarz w jednym). Grupa daje mu poczucie bezpieczeństwa i „prawdziwej męskiej przyjaźni”, czyli czegoś o czym do tej pory mógł tylko pomarzyć, ale jednocześnie zaciera w nim granicę miedzy dobrem i złem, uzależniając coraz mocniej od przemocy. Aż chciałoby się powiedzieć: „Miłe złego początki...”, bo koniec historii okazuje się być naprawdę tragiczny... Nienawiść niszczy, pozbawia człowieczeństwa, wypacza nawet najpiękniejsze uczucia, odbiera wszystko, co w życiu najcenniejsze, a do tego uzależnia tak samo jak narkotyki.

W bardzo prosty sposób Lexi Alexander pokazuje nam, że ten problem może dotyczyć nas wszystkich, nie tylko środowisk uznanych powszechnie za patogenne, ponieważ w każdym z nas jest nienawiść i jeśli pozwolimy jej zawładnąć naszym życiem, to na pewno nic dobrego z tego dla nas nie wyniknie. Nienawiść jest porażająca, nienawiść jest przerażająca, nienawiść jest praktycznie na porządku dziennym i tylko od nas zależy czy podporządkujemy jej własne życie.

Trudno więc się dziwić, że film ten budzi wiele kontrowersji. Jedną z nich jest z pewnością wybór obsady, a w szczególności obsadzenie w roli Matta Elijaha Wooda. Znany przede wszystkim z roli Froda we „Władcy Pierścieni” po raz kolejny pragnie udowodnić, że nie pozwoli zaszufladkować się jak hobbit. Jest to próba całkiem udana, ponieważ jest bardzo autentyczny w roli Matta, a jeśli kogoś to nie przekonuje - polecam obejrzenie „Sin City”, gdzie gra co prawda rolę epizodyczną, lecz niezwykle wyrazistą i zapadająca w pamięć.

Jednak prawdziwą „duszą” „Hooligans”, jest kreowany przez Charliego Hunnama, Pete. Jest to bardzo niejednoznaczna postać - z jednej strony wzbudzający zaufanie kumpel, z drugiej - charyzmatyczny przywódca i bezlitosny wojownik. Na uwagę zasługuje również Leo Gregory, jako Bovver - chyba najbardziej tragiczny bohater filmu.

Ścieżka dźwiękowa jest dokładnie dopracowana i w pełni oddaje klimat filmu. Możemy tam znaleźć zarówno dynamiczne utwory w wykonaniu Dash czy Machine Head, jak i nastrojowe „One blood” Terence Jay’a.

„Hooligans” to raczej nie jest film wybitny czy odkrywczy, ale z pewnością wart obejrzenia, ponieważ zmusza do zastanowienia i nie pozwala przejść obojętnie wobec problemu przemocy i nienawiści w dzisiejszych
czasach. (Elizabela)

TOP Świat : 119

ZAPRASZAM NA STRONĘ MIŁOSNIKÓW FILMÓW DVD :
www.interdvd.phorum.pl
netdvd
PostWysłany: Śro 17:26, 24 Sty 2007    Temat postu: "JARHEAD - żołnierz piechoty morskiej " - wojna je

Każda wojna jest inna. Każda jest taka sama". To zdanie pada w filmie, który jest swoistym reportażem z wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku. Reportażem inscenizowanym, co nie pozbawia go prawdy. Siły irackie wkroczyły do Kuwejtu. Stawką są pola naftowe. W operacji Pustynna Burza biorą udział oddziały amerykańskiej piechoty morskiej. Świetnie wyszkolone i świetnie uzbrojone. Ale żołnierze z oddziału, który rozbija obóz na pustyni w Arabii Saudyjskiej w pobliżu kuwejckich rafinerii, nie oddadzą ani jednego strzału. Owszem, zobaczą płonące rafinerie. I spalone ciała uciekinierów. To jest nowoczesna wojna, toczona przede wszystkim przez lotnictwo. Taka wojna wymaga zaplecza gotowego do akcji - jeśli taka akcja okaże się potrzebna. Jednak nie była potrzebna. W kulminacji snajper, któremu w ostatniej sekundzie zabrania się naciśnięcia spustu broni skierowanej na wroga, reaguje histerycznym atakiem rozpaczy. W tradycyjnym filmie wojennym histeria młodego mężczyzny w mundurze może być spowodowana tylko jakimś niezmiernie dramatycznym wydarzeniem - śmiercią towarzysza czy bezsilnością w obliczu tragedii. Ale to nie jest tradycyjne widowisko wojenne.

Film Sama Mendesa rozpoczyna, jak się zdaje, nowy rozdział w tym gatunku. Nic wspólnego z obrazami typu "Złoto pustyni" z uśmiechniętym Georgem Clooneyem w poszukiwaniu skarbu czy "Szalona odwaga" z parą Meg Ryan - Denzel Washington w tej samej scenerii. Czyżby czas bajek się kończył? Chyba jednak nie tak całkiem, bo w Stanach film przyjęty został bardzo chłodno. Może jest zbyt inny? Trzeba było kilkunastu lat, żeby w Hollywood powstał "Czas apokalipsy" po serii optymistycznych obrazów wojny wietnamskiej w stylu "Zielonych beretów". Radosne "Złoto pustyni" weszło na ekrany w roku 1999, a więc minęło ledwie sześć lat i chyba ciągle jeszcze nie uświadamiamy sobie konsekwencji wojny w Zatoce. Film Mendesa jest jednak ostentacyjnie pozbawiony haseł, podobnie jak wspomnieniowa książka Anthony Swofforda przerobiona na scenariusz przez Williama Broylesa Jr, który sam był żołnierzem piechoty morskiej. Wprawdzie w Wietnamie, ale wie, o co chodzi. Nie mówi się o polityce, o "za" czy "przeciw" wojnie, unika się ocen. Film wypełniają za to brutalnie naturalistyczne obrazy szkolenia, a potem egzystencji na pustyni, kiedy każdy dzień złożony jest z wyczerpujących ćwiczeń dla utrzymania kondycji (ważny ich składnik to nawadnianie organizmu przez przymusowe picie wody) i indywidualnej walki z poczuciem nudy, samotności, jałowości. Powoli tych młodych silnych mężczyzn ogarnia szaleństwo, ale wojskowa rutyna jest na to przygotowana, nie daje czasu na załamanie. Jeśli zdarzy się bunt, natychmiast uruchomiony zostaje mechanizm dyscyplinarny. Wprawdzie najostrzejsze kary nie są w stanie poradzić sobie ze zmianami psychicznymi, które nastąpią potem, już po powrocie z wojny, ale to zupełnie inna sprawa.

Jarhead oznacza w koszarowym slangu żołnierza piechoty morskiej; to najlepsi z najlepszych. Chcą walczyć. W scenie projekcji "Czasu apokalipsy" - słynnej sekwencji ataku helikopterów na wietnamską wioskę - chóralnie wywrzaskują melodię Wagnerowskiego Lotu Walkirii i z entuzjazmem witają obrazy zniszczeń. Tej sceny nie da się zapomnieć. Ale tak naprawdę jest to film pozbawiony wydarzeń, przekazujący stan trudnej do wytrzymania monotonii. Jednak w odbiorze fascynujący. Tajemnicą powodzenia jest nieoczekiwany ładunek ironicznego, czasem wisielczego humoru, który odzywa się w komentarzach bohatera czy sekwencjach takich, jak rozmowy żołnierzy z odwiedzającą obóz telewizją. Tajemnicą powodzenia jest także siła aktorów, wśród których są gwiazdorzy (gorące nazwisko: Jake Gyllenhaal, ale także Peter Sarsgaard i Jamie Foxx) ale nie ma gwiazdorskiego popisu. Wspaniały przykład gry zespołowej, jaki potrafi dać dzisiaj - paradoksalnie - tylko kino hollywoodzkie. Przesłanie filmu wydaje się oczywiste: wojna jest, była i będzie rzemiosłem, niszczącym rzemiosłem śmierci - w tym samym stopniu w walce, jak poza nią. A więc nic odkrywczego, ale dlaczego ta oczywistość tak bardzo wstrząsa?
TOP Świat : 441
netdvd
PostWysłany: Nie 21:15, 21 Sty 2007    Temat postu: "SILENT HILL" - przeklęte miasto

Sharon (Jodelle Ferland) cierpi z powodu tajemniczej choroby, majacząc nieustannie mówi o mieście Silent Hill. Jej rodzice Rose (Radha Mitchell) i Christopher (Sean Bean) obawiają się, że ma urojenia, bowiem skąd miałaby wiedzieć o miejscu oddalonym mile od niej. Nie zważając na protesty swego męża, Rose postanawia pojechać z córką do Silent Hill mając nadzieje, że tylko w ten sposób będzie w stanie pomóc Sharon.

Nagle, gdy już docierają na miejsce, pod koła samochodu wychodzi młoda dziewczyna. W panice, Rose nie chcąc jej potrącić raptownie skręca i rozbija samochód. Po pewnym czasie budzi się zdezorientowana i z przerażeniem zauważa, że w rozbitym aucie nie ma Sharon. Po wyjściu z samochodu w gęstej mgle Rose zauważa zarys swojej córki, lub kogoś, kto łudząco ją przypomina, postanawia za nią podążać, lecz mimo nawoływań dziewczynka zaczyna się coraz bardziej oddalać.

Rose wkrótce stwierdza, że miasto, w którym się znajduje nie przypomina jej nic, co kiedykolwiek widziała. Mieszkańcami są przeróżne humanoidalne potwory oraz wszechogarniająca ciemność, a ostatni ludzcy mieszkańcy toczą bezsilną walkę przeciwko siłom ciemności. Razem z policjantką Cybil (Laurie Holden), Rose dowiaduje się przerażającej historii miasta i zdaje sobie sprawę, że musi jak najszybciej odnaleźć swoją córkę i opuścić Silent Hill nim będzie za późno.

Film oparty na pierwszej części kultowej już gry pod tym samym tytułem, wydanej na konsole Playstation, która doczekała się już trzech kontynuacji.
TOP Świat : 583
netdvd
PostWysłany: Czw 22:22, 18 Sty 2007    Temat postu: "W RĘKACH WROGA" - nieoczekiwany sojusznik

II-ga Wojna Światowa na Atlantyku. Amerykańska łódź podwodna U.S.S. Swordfish wraz z młodą załoga wraca do domu po miesiącach śledzenia aktywności hitlerowskich U-Boatów. Po zwycięskiej potyczce z jednym z nich, sama staje sie ofiarą U-429. Jego kapitan Jonas Herdt przyjmuje na swój pokład kilkunastu ocalałych rozbitków jako jeńców wojennych. Ze względu na wzajemną wrogość, groźną epidemię i zagrożenie ze strony amerykańskich łodzi podwodnych polujących na U-Boata sytuacja wewnątrz statku staje się krańcowo dramatyczna.
Ocena : 7/10

WIĘCEJ RECENZJI I CIEKAWOSTEK - http://interdvd.phorum.pl
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
   

Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group